sobota, 21 września 2013

7. Do przodu!

   Promienie słoneczne wpadły do jasnego i nowocześnie urządzonego pokoju. Rudowłosa, zaspana dziewczyna otworzyła oczy, przeciągnęła się i westchnęła. Była koszmarnie niewyspana ale wiedziała, że musi wstać do szkoły. Rozejrzała się po pokoju i zorientowała się, że nie jest u siebie. Nie zdziwiło jej to, przez ostatni miesiąc często rozmawiała z przyjacielem do nocy i zdarzało jej się u niego zasypiać. Dziewczyna wstała i chciała iść do łazienki kiedy drzwi się otworzyły. Stał w nich blond włosy chłopak.
  - Hej. - Uśmiechnął się szeroko widząc rozczochraną dziewczynę. - Myślałem, że nigdy nie wstaniesz. Miałem właśnie iść po jakiś bęben żebyś się w końcu obudziła. 
  - Hej. - odparła zachrypniętym głosem. - No co? Nie wiem jak Ty, ja potrzebuję przynajmniej siedmiu godzin snu. - Vic starała się stłumić ogromne ziewnięcie ale coś nie za bardzo jej to wyszło. Chłopak wybuchł głośnym śmiechem, na co dziewczyna rzuciła w niego poduszką.  - Ile mamy czasu? 
  - Jakieś czterdzieści minut. - Dziewczynę zmroziło. Natychmiast rzuciła się w kierunku łazienki. Szybko ogarnęła się na tyle ile mogła po czym biegiem poleciała do siebie. Umycie się, prostowanie i układanie włosów, oraz makijaż zajęło jej rekordowe dwadzieścia minut. Teraz zostało jej tylko spakować się i lecieć do szkoły. Kiedy zostało im piętnaście minut była już z powrotem u Axela. 
  - Dalej. - powiedziała ciągnąc go za rękę. - Bo się spóźnimy.
  - Ale o co Ci chodzi? - Zdezorientowany chłopak nie wiedział co robić. 
  - No chodź, nie marudź! - Chłopak w ostatnim momencie złapał plecak i już został wyciągnięty siłą z domu. Julka oglądała to wszystko nie wiedząc co się dzieje. Była ciekawa dlaczego ta dziewczyna zmusiła jej brata do wyjścia. Ale natychmiast zmieniła tok myślenia. Przypomniała sobie, że jak tylko Axel wróci to pójdą odwiedzić Juda. Nie widziała go tylko trzy dni a już zaczynała wariować. Bardzo się do niego przywiązała w szpitalu. Wypuścili go kilka dni po niej. Przez ostatnie trzydzieści dni chłopak poczynił piorunujące postępy. Lekarze byli w głębokim szoku. Jude już teraz stawiał pierwsze kroki więc naprawdę miał spore szanse, że chociaż na pięć minut, ale jednak, wejdzie na boisko podczas meczu z Królewskimi. Przez ostatni miesiąc większość drużyn już wiedziała kto z ich zawodników został wytypowany. Został tylko Raimon, Królewscy, Zeus i Liceum Kirkwooda. (Czy jakkolwiek inaczej się to pisze :D) Te dwa ostatnie zespoły postanowiły solidarnie zaczekać ze swoimi rozgrywkami na osłabiony zespół. Byron nie był tym specjalnie zachwycony ale co miał zrobić? Większość drużyny była za tym, żeby zaczekać. Wszyscy wierzyli w te brednie Marka o "prawdziwej, silnej i uczciwej piłce nożnej" Według niego zniszczył prawdziwego Zeusa, który nie bał się wykorzystywać wszystkich możliwych metod żeby wygrać. Mark, jeszcze mi za to zapłacisz! Byron nie zamierzał olać tematu. Chciał żeby ten chłopak zobaczył co to znaczy prawdziwa zemsta. 

***

Blondyn i rudowłosa biegli jak szaleni całą drogę. W końcu chłopak się zatrzymał i spytał. 
  - O co Ci chodzi? Dlaczego tak zasuwamy? I jeszcze jedno, dlaczego tak wcześnie? - Axel był zdyszany. Ledwo mógł złapać oddech. W ostateczności jednak, od jego domu do szkoły był spory kawałek. Victoria dostała tylko lekkiej zadyszki. 
  - No sam powiedziałeś, że zostało nam 40 minut, a ja trochę długo się szykowałam i zostało mało czasu więc biegliśmy... - Rudowłosa czuła, że chłopak ma szczerą ochotę się roześmiać, ale tylko ze względu na nią tego nie robi. 
  - Miałaś tyle czasu na wyszykowanie. Po za tym wziąłem poprawkę na to, że może to trwać trochę dłużej, nie brałem pod uwagę sprintu do szkoły, także jesteśmy tu pół godziny przed lekcjami. - Dopiero teraz parsknął śmiechem. - Mam jeszcze jedno pytanie Jak to zrobiłaś?
  - Ale co?
  - Przebiegliśmy taki kawał a Tobie ledwo co przyspieszył oddech. 
  - A, to. - Dziewczyna się uśmiechnęła. - Dużo biegam, uwielbiam to. Nie wyobrażam sobie dnia bez biegania. To jak narkotyk. - Dziewczyna się wyszczerzyła. Chłopak kiwnął głową ze zrozumieniem. Zauważył, że na szkolnym boisku grają dzieciaki z podstawówki. Ich strzały były naprawdę niezłe, niektóre wyglądały jakby ćwiczyli techniki hisatssu. Nagle piłka kopnięta z ogromną mocą skręciła i leciała prosto na rozmawiającą dwójkę. Axel usłyszał krzyki z tamtej strony i w ostatniej chwili zdążył ostrzec przyjaciółkę. 
  - Uważaj! Odsuń się! - Dziewczyna odruchowo się odwróciła i widząc lecącą piłkę instynktownie wyciągnęła rękę i zatrzymała to bez najmniejszego trudu. Już zapomniała jakie to wspaniałe uczucie. 
  - Hej! Przepraszamy! Oddasz nam ją? - Jakiś chłopak stanął trochę bliżej linii bocznej się wydarł. 
  - Jasne! - odpowiedziała dziewczyna i wprawnym ruchem kopnęła piłkę tak, że wpadła idealnie w ręce ich bramkarza. 
  - Dzięki! - Dzieciaki wróciły do gry.
  - Nie ma za co! - Vic odwróciła się do Axela który miał zdumiony wyraz twarzy. 
  - Grałaś może kiedyś w piłkę? - Spytał wspominając to co zrobiła. Strzał, owszem był do zatrzymania, ale nie przez kogoś kto nigdy nie grał. 
  -Trochę. - Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i pociągnęła w kierunku szkoły. Wchodząc po schodach potknęła się i chcąc nie chcąc szarpnęła Axela za sobą. Zjechali kilka schodków niżej i się zatrzymali. Ona leżała na nim. 
  - Prze-przepraszam - Szepnęła nie mogąc odwrócić wzroku od jego oczu. Chłopak czuł dokładnie to samo. Jej włosy delikatnie opadały na jego twarz. Patrzyli tak na siebie i powoli się do siebie zbliżali. Dziewczyna przymknęła oczy i poczuła jego usta na swoich. Dla obojga to była magiczna chwila, żadne z nich jeszcze się nie całowało. Victoria otworzyła oczy. Nie mogła uwierzyć w to co się dzieje. Patrzyła w jego piękne, czekoladowe oczy i czuła, że coś do niego czuje. Nie była pewna co, ale wiedziała, że to więcej niż zwykła przyjaźń. Chłopak był oszołomiony. Nie docierało to do niego. Nagle z boku rozległy się gwizdy. To Nathan oparty o barierkę i szczerzący się do nich. Victoria czuła, że robi się czerwona i szybko się poderwała.Nie wiedziała gdzie podziać wzrok. Axel był mniej więcej tak samo zmieszany. Niebieskowłosy z uśmiechem na ustach patrzył na tamtą dwójkę, która starała się udawać, że nic się nie stało. 
  - Wyluzujcie. Nikomu nie powiem. - nie mógł się powstrzymać i wybuchł serdecznym śmiechem. 
  - O czym nikomu nie powiesz? - Kapitan drużyny Raimona podszedł do nich i się przywitał. Blondyn już się uspokoił ale Victoria nadal była czerwona jak piwonia. - Co się dzieje? - Popatrzył na dziewczynę. - Powie mi ktoś?
  - Victoria w bardzo głupi sposób potknęła się o własne nogi i jest jej głupio. - Nath zgodnie z obietnicą się nie wygadał. - Wybaczcie, męczyłby mnie do końca życia. - Podniósł ręce w obronnym geście. - To jak, idziemy? - Wszyscy przytaknęli głowami i ruszyli na lekcje. 


***

Całą tę sytuację obserwowała jeszcze jedna osoba. Różowo włosa dziewczyna przeklęła pod nosem. Nie sądziła, że sprawy zaszły tak daleko. Teraz będzie jej trudniej wdrożyć w życie to co wymyśliła. Uderzę w inny punkt. Równie czuły lub nawet bardziej bolesny. Uśmiechnęła się przebiegle. Ale teraz będzie musiała udawać nową, grzeczną uczennicę żeby zdobyć ich zaufanie. Raźnym krokiem ruszyła w kierunku szkoły. Nie mogła się doczekać końca lekcji. Będzie musiała odwiedzić pewnego człowieka. 
  

***

Rebeka nie szła dzisiaj do szkoły. Miała zamiar cały dzień spędzić z Judem.  Dziewczyna uśmiechnęła się na wspomnienie ostatniego miesiąca. Spędzili masę czasu razem. Pomagała mu w różnych ćwiczeniach. Zauważyła wtedy, że jest on jeszcze bardziej uparty niż ona. Bardzo dużo rozmawiali czego konsekwencją było to, że się do siebie zbliżyli, ale ona uważała go tylko za przyjaciela. To tylko przyjaźń i nic więcej. Zatrzymała się pod drzwiami jego domu. Zapukała i nie czekając na to aż ktoś jej otworzy weszła do środka. 
  - Cześć Jude! Już jestem! - Zawołała na tyle głośno, że na pewno ją usłyszał. Czuła się tu bardzo swobodnie, prawie jak u siebie. 
  - Dzień dobry Rebeko. A Ty nie jesteś w szkole? - na przeciw wyszedł jej ojciec Juda, który szykował się do wyjścia. 
  - Nieee, za kilka dni koniec roku szkolnego, wszystko pozdawałam i nie mam co robić. - Dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie. - Gdzie jest Jude?
  - Jasne. Ale mam rozumieć, że w razie czego mam nic nie mówić Twoim rodzicom? - Uśmiechnął się do dziewczyny. Był jej wdzięczny za motywowanie jego syna do dalszej pracy. 
  - Gdyby pan mógł, była bym dozgonnie wdzięczna - Czerwonowłosa błysnęła zębami. 
  - Nie ma sprawy. Jude jest w ogrodzie. Ćwiczy. 
  - A cóż by innego? - Mruknęła do siebie zostawiając torbę w korytarzu. Pobiegła do chłopaka. Wkroczyła do przestrzennie urządzonego ogrodu. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to wózek pozostawiony na samym środku. Były kapitan Królewskich powoli przemierzał odcinek między jednym drzewem a drugim z pomocą kul. Rebeka oparła się o futrynę i uśmiechnęła. 
  - Całkiem nieźle mój bohaterze. - Nazywała go tak od kiedy uratował jej ukochane białe spodenki od zaplamienia czekoladą do picia. Oczywiścia sama załatwiła by się w ten sposób. 
  - Dzięki. - Jude mimo wcześniejszych protestów już się przyzwyczaił. Rebeka uparła się tak bardzo, że nie miał szans z nią wygrać. - Dlaczego nie jesteś w szkole?
  - Bożeee, kolejny. - Uśmiechnęła się szeroko. - Zadowoli cię jeśli powiem, że wolałam ten dzień spędzić z Tobą niż siedzieć w ławkach? - Podeszła do niego i przekrzywiła głowę.
  - Jeśli mówisz to szczerze to tak. 
  - W takim razie już sobie wszystko wyjaśniliśmy. - Z jej twarzy nie schodził szeroki uśmiech. W pewnym momencie chłopak się zachwiał i prawie upadł. Czerwonowłosa szybko go złapał i mu pomogła. 
  - Uważaj. Pamiętasz, że masz się nie przemęczać? - Pomogła mu dojść do wózka.
  - Jasne, jasne. - Zbył ją machnięciem ręki. 
  - Poważnie mówię Jude. - Spojrzała mu w oczy. Nie chciała żeby przez swój upór coś sobie zrobił. - Proszę.
  - Już dobrze. - Pod wpływem jej wzroku chłopak skapitulował. Obserwował jak znowu się uśmiecha i siada nie pieńku obok niego. Nikt nigdy nie dał mu tak dużo jak ona. Była z nim cały czas, pomagała mu, rozumiała. Uwielbiał jej towarzystwo. 
  - Dziękuję. - Rebeka była zaskoczona. - Naprawdę dobra z Ciebie przyjaciółka. 
  - Nie ma za co mój ty bohaterze. Zawsze możesz na mnie liczyć. - Posłała mu ciepłe spojrzenie. - To jak, idziemy gdzieś? - Zawsze mówiła tak jakby on był całkiem sprawny. Dla niej nie liczył się wózek. 
  - Jasne.
  - Doskonale. Nawet wiem gdzie. - Uśmiechnęła się chytrze i chyciła za rączki jego wózka. 


***

Brązowowłosa dziewczyna szła szybkim krokiem przez korytarz. Mijała kolejne sale w których odbywały się lekcje. Wpadła na pewien pomysł. Sama w to nie wierzyła, więc chciała szybko to komuś przekazać zanim się rozmyśli. Zatrzymała się przed salą 203, zapukała po czym weszła. 
  - Dzień dobry, przepraszam, że przeszkadzam, chciałabym poprosić pana Blaze'a i Evansa. - Powiedziała patrząc na panią Hikigaeru. 
  - Dobrze, ale niech za chwilę wrócą. - Nelly skinęła głową i wyszła z sali a za nią chłopacy. Poczekała aż zamkną drzwi i odwróciła się do nich.
  - No więc, pewnie nie uwierzycie, właściwie to sama w to nie wierzę. 
  - No mów. - Pospieszył ją Mark
  - Pomyślałam, że możemy zorganizować imprezę. No wiecie, Jude wraca do zdrowia, już niedługo zakończenie roku... - Spojrzała po przyjaciołach nie wiedząc jakiej reakcji ma się spodziewać. Przez chwilę panowała cisza. 
  - No jasne!!! Gdyby nie Ty pewnie sam bym to zaproponował! - Mark nie zauważając, że są lekcje, wrzasnął na cały głos. 
  - Mark, ciszej. - Szatynka spojrzała na blondyna który kiwnął głową. - Dobrze, po lekcjach niech cała drużyna przyjdzie do mnie, ustalimy co kto robi. A teraz idźcie na lekcje. - Mark skierował się do sali jednak Axel chwilę zaczekał. 
  - Mam do Ciebie prośbę. Jeśli możesz to sprawdź Victorię. Chodzi mi o jej przeszłość. Wydaje mi się, że może być całkiem niezła w piłkę. - Teraz to dziewczyna skinęła głową. Chłopak już wchodził do klasy kiedy się odwrócił. - A i na wszelki wypadek przejrzyj też resztę dziewczyn. 
  - Jasne. 
Po lekcjach wszyscy zebrali się w gabinecie dyrektora. 
  - Nelly, czy Ty na pewno jesteś sobą? Nie masz gorączki? - Bobby najgłośniej wyrażał swoje zdumienie. 
  -Tak, nic mi nie jest. - Lekko poirytowana dziewczyna chciała już zakończyć to spotkanie. 
  - Ale na pewno nie masz gorączki? 
  - Bobby! Pozwolisz żebym skończyła czy nie?!
  - Jasne, przepraszam. - Chłopak szybko się przymknął. Zadania szybko zostały rozdzielone. Każdy miał coś przynieść lub przygotować. 
  - Dobra, teraz najważniejsza kwestia. U kogo będzie impreza? 
  - Może być u mnie. - Odezwał się Bobby. - Mieszkam niedaleko Juda więc będzie miał blisko. 
  - Okej. Czyli wszystko ustalone. Możecie już iść. 


***

Różowo włosa dziewczyna weszła do nowoczesnego, zaciemnionego pokoju. Przed nią siedział mężczyzna w szarych włosach i ciemnych okularach na oczach. 
  - Dlaczego chciałaś się ze mną widzieć? - Spytał mężczyzna. 
  - Witam panie Dark. Zapewne słyszał pan o niedawnym wypadku pana byłego podopiecznego? - Dziewczyna swobodnym ruchem usiadła przed nim. - Mam bardzo interesującą propozycję. 
  - Kim jesteś? 
  - Mam na imię Roksana, jednak wolę kiedy mówią do mnie Rozaa. 
  - Dlaczego sądzisz, że się tym zainteresuję?
  - Zakładam, że nadal ubolewa pan nad stratą tak doskonałego zawodnika jakim jest Jude. Posunę się też do stwierdzenia, że chciałby się pan zemścić, jeśli się mylę proszę mnie poprawić, na Marku i jego dziadku. 
  - Mylisz się. - Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo. - David Evans nie żyje. 
  - Pewnie pana zadziwię, ale mam zupełnie inne informacje. - Teraz to ona uśmiechała się przebiegle. Wiedziała, że go zaskoczyła. 
  - Mów dalej. 

Zapowiedzi! 
Hurra, będzie imprezka! Wszyscy się spiszą i przyniosą to co mieli. A nawet odrobinę za dużo. Co będzie z Axelem i Victorią? W połowie imprezy mamy niespodziewanego gościa! Och, czy to możliwe? Dark! Co on znowu knuje? A ta dziewczyna? Wszystkiego dowiecie się czytając następny rozdział! 
 ____________________________________________________

Hej :D W końcu dodałam :D Bez zbędnej gadaniny przejdę teraz do dedykacji i podziękowań :D 

Rozdział ten dedykuję Keshi, Starunnie, Laurze, Rozie oraz Nadii :D 
Rozaa dziękuję, że za każdym razem kiedy brakowało mi weny i pomysłów zawsze wiedziałaś jaką piosenkę mi podesłać :D :3 Gdyby nie Ty na pewno jeszcze nie byłoby tutaj tego rozdziału. 
Nadia, Tobie dziękuję po prostu za to, że jesteś ;* ♥
Keshi, nie wyszło mi tak jak chciałam, ale obiecuję, że Twój pomysł lepiej rozwinie się w następnych częściach :D <3  
Starunna, Laura, Kotek, Nieokreślona, i wszyscy inni, bardzo Wam dziękuję <3 Gdyby nie Wy, nie chciało by mi się pisać :D

4 komentarze:

  1. Victoria i Axel <3 SWEET
    Będzie Impreza ! Jej już się ciesze ^^
    Rozaa i Dark ? Kurcze, chyba już każde w pojedynkę stanowi problem, a co dopiero kiedy połączą siły... (boje się)
    Dziękuję za dedyka <3
    Weny i czego tam potrzebujesz !
    nieokreślona

    OdpowiedzUsuń
  2. Axel i Vic! Słodziaśnie! :)
    Brawo Jude ;D
    Ta dwójka mi się nie podoba... nieokreślona, będziemy bać się razem...
    Impraza! xP
    WENY!

    Dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże genialne.
    Dziewczyno ja cię po prostu kocham.
    Axel mój słodziaczek.
    Jak ja go kocham.
    Pffffff ale to już inna historia.
    Super że się pocałowali.
    Axel i Vic sweet.
    Nie dobrze ci ten mój pomysł idzie.
    Dużo WENY.
    Pisz
    WENY!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. ROZDZIAŁ SUPER
    VICTORIA+AXEL <3
    JUDE CHODZI SUPCIO
    DOŁĄCZAM SIĘ DO DZIEWCZYN(TEŻ SIĘ BOJĘ)
    DZIĘKUJĘ ZA DEDYK
    KIEDY NASTĘPNY
    WENY

    OdpowiedzUsuń